20 grudnia 2020

Będę marudzić, czyli recenzja "Uwakoi" Itosugi Masahiro

 
[Grafika wykonana przez Maggie]

Próbuję ostatnio przekonywać się do innych gatunków. Skutkuje to podjęciem wyzwania i sięgnięcia nawet po hentai. To również przygotowanie przed dwoma mangami od Akumy, które mam nadzieję, iż są lepsze od tego tworu. "Uwakoi" jest połączeniem "School Days" i "Mirai Nikki". Już samo to wskazuje, że nie można spodziewać się po niej niczego dobrego.

"Myślałeś, że to w porządku, brukając moje ciało?"

Zaczynając od początku. Yukiteru jest chłopcem, którego dom spłonął, a wraz z rodziną zamieszkał z rodzicami dziewczynki imieniem Yuno. Bardzo się z nią zżył, przez co różowowłosa nie chciała pozwolić mu odejść. Sama jestem zdziwiona, że ich rodziny zgodziły się na to, aby dzieciak pozostał z obcymi. No ja się pytam, co za odpowiedzialni rodzice powierzają swoją pociechę obcym ludziom... bo tak? Jednak absurdów tu jest więcej, a to dopiero początek.

Aktualnie dzieciaki chodzą do liceum i są parą. Niby wydają się tworzyć związek idealny, oparty na szacunku, a tak naprawdę to tylko pozory. Przyjaźnią się oni również z Reną, która ma ciężki charakter i ciężko komukolwiek z klasy było nawiązać z nią kontakt. Jak można się spodziewać po tego typu historiach, musi ona namieszać w poukładanym związku bohaterów.

Pogadajmy chwilkę o bohaterach, gdyż oni nie tylko wyglądają jak postacie z "Mirai Nikki", ale również zachowują się jak one. Yuno to taka przesłodzona dziewczynka, która z chęcią wszystkim by pomogła oraz jest miła aż do bólu. Dopiero, gdy któraś zołza zechce położyć na Yukiteru łapki pokazuje, iż jest prawdziwą yandere (czyli z początku milutka i ugrzeczniona osóbka pokazuje swoje inne oblicze, czyli człowieka wrogiego ze skłonnościami do chorób psychicznych). Jeżeli inna niewiasta nie wykazuje zainteresowania Yukiteru, to jego dziewczyna bez problemu go użyczy, a co! Czy tylko mnie to brzmi jak kiepski żart? Główny bohater jest nijaki, nie posiada żadnych celów, a żyje z dnia na dzień. Oczywiście jest typową kluchą, która tak naprawdę obawia się swojej kobiety, dlatego też nie ma tych przysłowiowych jaj, aby jej się do czegoś przyznać...

"Oszustwa... kłamstwa... krętactwa... To wszystko, co nas łączy."

Co jeszcze zwróciło moją uwagę w tej żenującej serii. Jesteśmy świadkami pierwszego razu głównego bohatera, jak to ma miejsce w "School Days" i musi się on stać ogierem, którego z chęcią ujeżdżałaby cała damska część szkoły. A czemuż to on stał się nagle takim "gorącym towarem"? Dobre pytanie, też chciałabym znać odpowiedź na nie. Tak po prostu musi być i już, bo autor nie miał dobrego pomysłu czy też wzorca, aby w jakikolwiek sensowny sposób pchnąć historię do przodu.

Koło naszego amanta zaczyna się kręcić coraz więcej panienek, a jemu najwyraźniej to nie przeszkadza. Do tego nie potrafi niczego odmówić, bo jak to tak? Przecież on zawsze musi odpowiedzieć twierdząco, nie ma innej opcji. O ile jego rozmówcą nie jest Yuno, ponieważ to inna kwestia. Dla niej to trzeba mieć pierdyliard różnych wymówek. Kolejna pusta haremówka się tutaj tworzy. Oprócz głównej trójki, można tak w zasadzie zapamiętać jeszcze dwie panienki, które jakoś się wyróżniają i częściej występują, a reszta to typowi zapychacze stron.

"Wymyślamy te zasady i je przestrzegamy... Czy nie tak działa gra? Lecz złamanie zasady, którą się samemu ustaliło jest popsuciem tej zabawy."

To historia niezwykle szkodliwa, która w niewłaściwych rękach może naprawdę skrzywić czyjś światopogląd. Promuje się tutaj, iż "zdrada" to coś złego, ale uda się wywinąć, bo druga połówka i tak nam wybaczy, więc nie ma z czego robić dramy. Młody człowiek może wyrobić sobie mylne poczucie, że zdradzać jednak można, bo to nic wielkiego.

Wszyscy bohaterowie występujący w "Uwakoi" nie myślą i nie robią niczego innego niż "porządne rżnięcie". Doprawdy, nie reprezentują sobą nic, to nieodpowiedzialni gówniarze, którzy nie uczą się na swoich błędach. Jakby tego było mało, autor chcąc pokazać, że jednak te postacie mają jakąś głębię, wtrąca z dupy jakieś "mądrości", które do niczego nie prowadzą. Oni wiedzą, że źle postępują i tyle, mają to w głębokim poważaniu. Nie da się polubić żadnego kartonu z tej opowieści.

Kolejna kwestia to cenzura. Jako kompletny laik, jeśli chodzi o hentai, wielce się zdziwiłam, że została ona nałożona, skoro sam gatunek sugeruje taką "mangową pornografię". Jedynie piersi bohaterek nie są nią objęte, natomiast narządy płciowe już tak. Na samym początku odniosłam wrażenie, że kobitki zamiast łapać za penisa to chwytają powietrze i się nim bawią (nawet ono im smakuje), co wydawało mi się dziwne. Pierwsza myśl, jaka pojawiła mi się w głowie "chłopaczek jest kastratem czy co", lecz tak nie było. Nie rozumiem, po co właściwie cenzuruje się takowe mangi, skoro one w zamyśle mają być "niegrzeczne".

"I jestem teraz... zagubionym dzieckiem, które przestało szukać miejsca, do którego się należy."

Teksty bohaterów w "Uwakoi" to kolejne absurdy. Wyobraźcie sobie sytuację, gdy podczas stosunku padają słowa "napełnij mnie spermą", "strzel we mnie", "dojdź we mnie", "czuję go w sobie" czy "chcę mieć z tobą dziecko, zapłodnij mnie", a bohater na to "ok" i bierze się do roboty. Za każdym razem musiałam zatrzymać się na chwilę podczas czytania tego, bo zniesmaczyło mnie to nad wyraz. Naprawdę kopara mi opadła i to nie z ogromnego podziwu dla kunsztu mangaki. Poza tym ciężko mi uwierzyć, że takie coś w ogóle by miało miejsce.

Fabuły czy jakichkolwiek wartości tutaj nie uraczycie. Historia jest nudna, jak flaki z olejem, przewidywalna i w przeciwieństwie do flaków, kompletnie nie do przetrawienia. Niezależnie od pory dnia czy upodobań bohaterów, dzieje się mniej więcej to samo, seks wszędzie i ewentualne ściemy, co bohater robił w tym czasie. Wsio. "Moda na sukces" wydaje się być dużo bardziej złożona od tego dzieła. Czegóż więcej trzeba, skoro jest parzenie się? No ja bym wolała choć trochę realizmu, akcji i mniej durnych bohaterów.

W scenach intymnych brakowało mi dynamiki. Wyglądają one niezwykle sztucznie, ale słowem o wiele lepiej można igraszki przedstawić niż za pomocą rysunków, więc to wybaczam.

Następny absurd to orgie non stop! Nie ma tutaj czasu na przerwę, przecież nie można wymiękać! Trzeba być gotowym 24/7, bo nikt się nie męczy, niewidzialne sprzęty panów stoją na baczność cały czas, gotowe do działania! Baby też nie mogą się doczekać, przez co niekiedy chcą się rzucić wygłodniałe jedna na dwóch facetów. Naprawdę zastanawiałam się, co ja robię ze swoim życiem, że czytam taki chłam. Zapoznając się z "Uwakoi" balansowałam na granicy obłędu i skrajnej nerwicy. Już popełnienie harakiri wydawało mi się lepszą opcją niż dokończenie lektury. Nie polecam nikomu!

"Nadal chcę w ciebie wierzyć! Chcę wierzyć, że ostatecznie zawsze znajdziesz sposób, by do mnie wrócić!"

Plusy:
  • nie stwierdzono.

Minusy:
  • ta seria to 6 tomów niczego, odgrzewane kotlety z innych serii, nic nowego nie wnosi, powiela stare schematy, lecz robi to w gorszym wydaniu;
  • bohaterowie nie uczą się niczego, czytelnicy w sumie też nie;
  • seria sugeruje, że zdrada jest czymś niewłaściwym, ale co z tego? Zdradzajmy, bawmy się, oszukujmy, aż dojdzie do tragedii bądź nie. Pocieszająca będzie myśl, iż wszystko zostanie wybaczone, więc "hulaj dusza, piekła nie ma";
  • dzieciaki są tutaj durne, niedojrzałe, płytkie jak brodzik i zniszczone do cna. Ich historie nie wzbudzają litości czy współczucia, a jedynie żałość i ciarki żenady;
  • brak fabuły czy wartości;
  • to typowa manga pod wątpliwą rozrywkę, gorsza od "School Days".

*Spoiler zone*
[Jeżeli chcecie przeczytać zawartość, zaznaczcie tekst. Jest on koloru białego, abyście uniknęli spoileru]. Dobra, bez ogródek. Yukiteru to cham i prostak, za którym z niewyjaśnionych przyczyn uganiają się kolejne kobitki, a on nie potrafi odmówić sobie zabawy z żadną z nich (do tego nie wiemy dlaczego, on sam nie ma pojęcia, co jest hitem po prostu). Poza Yuno, oczywiście, bo "nie chce jej zbrukać", a tak naprawdę nie wiemy, czemu nie chce jej tknąć. Jeśli chodzi o jakiekolwiek zmiany, które przeszedł Yukiteru w trakcie tej serii... nie widać żadnych. Bez powodu stał się bogiem seksu, jakimś nimfomanem, który rucha wszystko, co chodzi i na drzewo nie ucieka. Do tego w późniejszym etapie pojawia się klub dla takich osób, jak on, którzy bezwstydnie zdradzają swoje drugie połówki, przez co nie pała się sympatią do żadnego z nich. Zalicza sobie kolejne panienki, ale Yuno nie powie nic, bo robi w gacie ze strachu na myśl o tym. Wmawia sobie, iż jest z nią z przyzwyczajenia, a tak naprawdę kocha Renę. Jakoś nie przeszkadza mu to w klubowych orgiach. Biedny, pokrzywdzony chłopczyk, na którego rzucają się niedobre kobiety... No doprawdy, na takiego próbuje go kreować ta manga! I oczywiście uważa się tu, że zdrada to coś złego, ale druga połówka nam daruje, więc w czym problem? Jednak szczytem była scena, gdy dziewczyna głównego bohatera siedzi na kanapie w salonie, skąd może podejrzeć, co dzieje się w kuchni, a Yukiteru zabawia się z Reną pod jej nosem, czego ta nie zauważa, a później on leci pocieszać inne baby. To akurat autentyk, na całe nieszczęście... No karabin maszynowy w kieszeni się otwiera. Toż to naprawdę gorsze, bardziej zboczone wydanie "School Days" połączone z "Mirai Nikki", żeby coś się działo. Do tego wszystko leci utartym schematem, gdzie bohater ma dziewczynę, zdradza ją z koleżanką, a potem spełnia się jeden z tragicznych scenariuszy samej gry SD. Gdzie tu oryginalność? To już nie jest inspiracja, a perfidne zżynanie z dwóch serii. Do tego zrobione tak nieporadnie, że wychodzi z tego jeszcze większe gówno.

[Grafika wykonana przez Maggie]


Recenzję można znaleźć na:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz