Bloga utworzyłam w 2017 roku, lecz do dzisiaj przygotowywałam się, żeby wstawić napisane wcześniej recenzje. Obawiałam się, że mogę nie mieć czasu ich publikować oraz tworzyć następnych, a zapas postów szybko się skończy. Wciąż trochę się tym martwię, lecz ten blog za długo już stoi pusty.
Sword Art Online najpierw obejrzałam. Anime niezwykle mi się spodobało, choć czułam lekki niedosyt, czegoś mi w nim brakowało. Przez myśl przebiegło mi, żebym sięgnęła po pierwowzór, light novelkę Kawahary i dowiedziała się, co jest nie tak. Zanim jednak przejdę do sedna, nieco zobrazuję wam, o co mniej więcej chodzi.
W dwa tysiące dwudziestym drugim roku zostaje wydana nowa gra wirtualna o nazwie Sword Art Online. Przyciąga ona tysiące graczy spragnionych wspaniałych przygód. Wśród nich znajduje się Kirito, który również był testerem tejże gry. Wirtualny świat wydaje się być naprawdę doskonały, stworzony z najdrobniejszymi szczegółami. Zapowiada się ciekawie, do czasu... Wszyscy gracze zostają zgromadzeni na głównym placu, w mieście początku, pierwszej kondygnacji żelaznego zamku Aincrad. Po chwili ukazuje się im dziwna postać oznajmiająca, że możliwość wylogowania się została wyłączona, a jedyną możliwością opuszczenia gry jest jej ukończenie, czyli przejście wszystkich stu kondygnacji zamku, ale to nie wszystko... Gracz, który straci wszystkie punkty zdrowia, umiera również w prawdziwym świecie...
"To gra, nie zabawa."
Takie krótkie wprowadzenie i lecimy z tematem. Przyznam, że pomysł na fabułę naprawdę mnie zaciekawił. Uwięzić tysiące graczy w Sword Art Online, przygotować wszystko tak, aby faktycznie ten świat stał się ich rzeczywistością. Groźniejszą, gdyż czyhają na nich różne niebezpieczeństwa, potwory, ale również coś o wiele straszniejszego od nich... Mimo tego, gracze starają się oswoić z zaistniałą sytuacją i spróbować swoich sił w walce o wolność. W głowie czytelnika pojawia się masa pytań... Po co to wszystko? Dlaczego? Skąd ten poroniony pomysł zrodził się w głowie tego jednego człowieka? Na odpowiedź przyjdzie nam trochę poczekać, choć nie jest ona satysfakcjonująca lub wystarczająca dla niektórych czytelników.
Czego mi w anime brakowało? Rozmyślań bohatera, jego uczuć. Nie mówię, że całkowicie ich zabrakło, jednak zdecydowanie zbyt mało dało się ich odczuć, a przez to ciężko, w pełni stworzyć sobie w głowie obraz bohatera. Chciałam całkowicie poznać Kirito, jego obawy, myśli, pragnienia. Stwierdziłam, że na pewno dostanę wielką ilość emocji w light novelce i się nie pomyliłam.
Novelka jest prowadzona z perspektywy naszego głównego bohatera (mamy również pewne wyjątki). Ten zabieg pozwala w pełni poznać jego osobowość. Dowiadujemy się, co mu po głowie chodzi, czego najbardziej się obawia. Nie jest nieustraszonym wojownikiem, który rzuca się bezmyślnie w wir walki. Chłopak również się boi, ale przekuwa strach w siłę, a nie siedzi skulony i użala się nad sobą. Jest również bogaty w wiedzę z czasów testowania gry przed jej oficjalnym otwarciem. Obiera drogę samotnego wojownika nie bez powodu. Jako Czarny Szermierz przemierza kondygnacje Aincradu, pomagając również w podbojach kolejnych poziomów. Coraz bardziej pogrąża się w samotności i śmiertelnej walce, ale spotyka osoby, które nie chcą pozwolić mu dalej kroczyć samemu...
"– Moje życie należy do ciebie – wyszeptałem. – Dla ciebie zrobię wszystko. Będę przy tobie do samego końca."
Poznajemy coraz to nowszych bohaterów, różniących się od siebie, choć te płci żeńskiej (których nawiasem mówiąc nie jest tam zbyt wiele) mają jedną wspólną cechę... Nie zdradzę wam jednak, o co dokładnie chodzi, bo nie chcę spoilerować. Są różnorodni i naprawdę barwni. Cóż, niektórych znienawidzicie, innych pokochacie. Do wyboru, do koloru. Żałuję jedynie, że Kawahara bawi się narracją. Jeżeli w przypadku Kirito prowadzona jest w pierwszej osobie, również liczyłam, że tak będzie w przypadku pozostałych... Niestety poza jedną bohaterką, punkt widzenia pozostałych prowadzony jest w narracji trzecioosobowej. Przez to trochę gorzej mi było się zżyć z bohaterkami. Widać było, że autor próbował "wczuć" się w jedną z pozostałych postaci i opisać wydarzenia jej oczami. Nie szło mu to tak źle, ale jednak nie powtórzył już tego zabiegu.
"– Nie martw się o mnie. – Lekko kiwnęłam głową, przyciskając dłonie do piersi. – Ta gorączka nie opuści mnie pewnie przez jakiś czas. Dlatego... proszę, Kirito, zakończ to wszystko. Do tego dnia będę dzielna. Ale kiedy wrócimy do rzeczywistości – uśmiechnęłam się przebiegle – wtedy jeszcze raz spróbuję szczęścia."
Samo przedstawienie gry również mi się podobało. Autor używa co prawda określeń związanych z grami, które stworzył na potrzeby tej historii, jednakże wszystko jest przedstawione w przystępny dla czytelnika sposób, więc nawet, jeśli nie mieliście nic wspólnego z grami MMO, nie pogubicie się w gąszczu nieznanych wam zwrotów, dlatego wujaszek Google jest zbędny.
"Zdałem sobie sprawę, że właśnie mierzyłem się z mężczyzną, który zabił cztery tysiące ludzi. Jaki człowiek byłby w stanie zrobić coś takiego? Jeśli mógł udźwignąć ciężar śmierci tych osób, znieść myśl o tysiącach niespokojnych dusz i nie stracić przy tym zdrowych zmysłów – to już nie był człowiek. To był potwór."
Poza tym, tomiki w środku zawierają kilka kolorowych stron, przedstawiających niektóre postacie, jak również czarno-białe wplecione w powieść. Według mnie niektóre z nich są zbyt ciemne i przez to ich elementy mniej widoczne. Mimo tych niedogodności, rysunki wykonane przez abec są naprawdę porządne i cieszą oko podczas lektury. Okładki również są świetne, bardzo dynamiczne.
Cóż, w przypadku anime wszystkie wydarzenia rozgrywające się w Aincrad mamy poukładane chronologicznie, natomiast w light novelkach czytelnicy będą nieco zaskoczeni, w jaki sposób są one rozłożone. Byłam zszokowana i rozczarowana po lekturze pierwszego tomu, że zabrakło wielu wątków z anime, jednak później okazało się, iż "w przyrodzie nic nie ginie".
"– Dzieci mają całe mnóstwo różnych fantazji. Nie pamiętam już, ile miałem lat, kiedy zacząłem marzyć o dryfującym po niebie żelaznym zamku. Ta wizja nie opuszczała mnie przez całe życie. Im byłem starszy, tym wspanialsza, tym bardziej realna się stawała. Odbić się od powierzchni ziemi i dotrzeć do niego – przez długie lata to było moje jedyne pragnienie. Wiesz co, Kirito? Ja dalej w to wierzę. Że gdzieś w innym świecie ten zamek istnieje naprawdę."
Komu mogę polecić tę serię? Każdemu! Nie jest istotna płeć czy znajomość gier. Fabuła jest naprawdę interesująca, tomik wciąga cię i przepadasz w nim bez reszty. Rysunki umilą czas, a lekki styl autora sprawi, że przez książkę niemal się przepłynie. Jeżeli do tej pory nie miało się styczności z grami MMO, może przynajmniej SAO do nich przekona?
Plusy:
Minusy:
Plusy:
- zamysł autora;
- barwni bohaterowie;
- przedstawienie świata gry oraz jego mechaniki w sposób przystępny dla każdego czytelnika, nie tylko graczy;
- kolorowe wstawki oraz piękne czarno-białe obrazki w środku tomiku, dodają one uroku i niekiedy dynamiki;
- świetnie zaprojektowane okładki.
Minusy:
- zaczyna się tu kreować harem, który wydaje się być po prostu nierealny;
- narracja – w większości jest pierwszoosobowa (Kirito), a w przypadku innych bohaterów już nie, co nie pozwala na zrozumienie i zżycie się z nimi;
- przeskoki w fabule – są irytujące, bo ledwo pokonuje się pierwszego bossa, a w następnej chwili znajdujemy się kilka pięter wyżej;
- brak chronologii – w anime wydarzenia są poukładane chronologicznie, natomiast w novelkach są one rozbite na tomy 1, 2 i 8;
- czarno-białe obrazki, choć piękne i nadające klimat, niekiedy są zbyt ciemne, przez co ciężej dojrzeć, co faktycznie się na nich znajduje;
- zmarnowanie potencjału – novelka naprawdę go miała, wielu fanom podobał się arc Aincrad, jednak przeskoki i późniejsze przygody Kirito już niezbyt. Mam nadzieję, że "Progressive" to naprawi.
Recenzje można znaleźć na:
Wattpad: "Aincrad"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz